Skip to main content

Już jest. Skrada się ukradkiem, by w końcu cię dopaść. To znane wielu nam poczucie, że nie zrobiłaś wszystkiego dla swoich uczniów. Jeszcze bardziej strasznie jest poczucie, że zawiodłaś na jakimś polu względem twoich własnych dzieci w domu. Tak… niewystarczająco dobra jako nauczyciel, zbyt mało dająca z siebie jako mama.

Dopada cię czasami to straszne poczucie winy mamy-nauczycielki? Z jednej strony chcesz być wzorowym pedagogiem, z drugiej wspaniałą matką dla swoich pociech. I tu postaje pewien kłopot: brak snu, brak czasu na rzetelne przygotowanie się do zajęć, na zabawę z dziećmi w domu. To może prowadzić do napięcia, wywoływać samonapędzające się poczucie stresu, ciągłego podenerwowania, a co najważniejsze okraść cię z bycia cudowną mamą i pedagogiem. Chcę to powiedzieć głośno (z workami pod oczami i trzecią filiżanką mocnej kawy w ręku):

Dość tego!

Przestań czuć się winna jako mama i jako nauczycielka. Dość już podenerwowania, frustracji. Jesteś wyczerpana? Co za pytanie? Oczywiście, że tak. Wykonujesz właśnie dwa najważniejsze zawody na świecie. I starasz się być dobra w obydwu.

Znam to. Zakładasz niewidzialną pelerynę superbohaterki. Godzisz rolę rodzica i pracę zawodową. Balansujesz pomiędzy przygotowaniem zajęć, ocenianiem sprawdzianów, spotkaniami z rodzicami, pisaniem maili, przygotowywanie śniadań, obiadów i kolacji, zmienianiem pieluch, zakupami w spożywczym.

Prawdą jest, że bycie mamą-nauczycielka nie jest łatwe. I gdyby tak było, każdy by to robił. Uczę od około 15 lat, a mamą jestem od lat 7 i muszę przyznać, że było to siedem najtrudniejszych, najbardziej napiętych, wyczerpujących lat, choć jednocześnie (i trochę paradoksalnie) był to dla mnie okres najbardziej radosny i pełen największej satysfakcji jako nauczycielki i mamy dwójki dzieci.

Oto czego nauczyłam się jako mama-pedagog:

Porównywanie to złodziej radości.

Znowu zaglądasz na facebook i podziwiasz zdjęcia na ścianie Anny? Własnoręcznie zrobione muffinki i ciastka czekoladowe z buraczkami; zobacz – sama wykonała kostium dla dzieci na Halloween, a jej ozdoby świąteczne przyprawiają cię o uczucie zazdrości. Przestań! Ty nie jesteś Anną, a media społecznościowe to nie rzeczywistość. Czy po raz kolejny trzeba ci przypominać o płaszczu superbohaterki? Jesteś wystarczająca. Przestań porównywać się z innymi, których okoliczności życia są zupełnie inne. Odłóż telefon i spójrz na swoje dzieci. Pobaw się z nimi. Chwyć chwilę. Patrząc wstecz na swoje życie, mogę powiedzieć, że prawdziwe chwile z rodziną to to, co przynosi radość i spełnienie.

Czasami jest dobrze powiedzieć: Nie!

Pamiętam dobrze czasy, gdy pracowałam w trzech szkołach jednocześnie. Oprócz przypisanych mi obowiązków w każdej placówce, należało pojawić się na pikniku rodzinnym, zebraniu, konkursie recytatorskim czy też innych nie mniej ważnych dla szkoły wydarzeniach. Ponadto popołudniami czy podczas weekendów udzielałam korepetycji i zwykle brałam udział w przynajmniej jednym letnim obozie czy kolonii.

Teraz wszystko wygląda inaczej. Teraz mam przy sobie siedmio- i trzylatka którzy potrzebują mamy, potrzebują wrócić odpowiednio wcześnie do domu, by pobawić się, odpocząć. To nasze plany weekendowe jak: przyjęcia urodzinowe, wspólne wyjście do zoo, zajęcia popołudniowe są ważniejsze niż inne rzeczy.

Mówienie „nie” dla dodatkowych obowiązków w szkole było dla mnie na początku dość bolesne. Chciałam mieć większy wkład w życie szkoły, być postrzegana jako lider, jak do tej pory, pokazać zaangażowanie dla moich uczniów.

Jednakże większość mam nauczycielek, bez względu na wiek swoich dzieci, robi to samo. Wszystkie mamy wiedzą, że weekendy z dziećmi są cenniejsze niż wszystko inne. One wiedzą, że najważniejsza praca jaką masz do wykonania jest w czterech ścianach twojego domu. To oznacza, że jest w porządku powiedzieć „nie”, zostawić swoją nauczycielską torbę w samochodzie, by poczekała tam do poniedziałku. Powiedz nie, bądź spokojna i idź do domu do swojej rodziny.

Zwracaj uwagę na to, co naprawdę ważne.

Gdyby tak zapytać twoich dawnych uczniów, co pamiętają najbardziej z twoich zajęć, czy myślisz, że bedą wspominać twoje dopieszczone karty pracy, starannie przygotowaną gazetkę, sprawdziany poprawione na czas? Prawdopodobnie nie. Możesz być wspaniałam nauczycielem bez nadmiernej konsumpcji twojego prywatnego życia, bez kolorowych, laminowanych obrazków prosto z Pinterest’a i wszystkich tych drobiażdżków, o które tak niepotrzebnie zabiegamy. Najbardziej wartościowy podarunek dla twoich uczniów  (i tym samym twoich dzieci) to twoja relacja z nimi i spędzony czas. Wszystkie dodatkowe fajerwerki, w które wkładasz czas i energię mogą przejść niezauważone.

Poproś o pomoc.

Jeśli masz podobnie jak ja, będziesz za wszelką ceną starała się udźwignąć wszystko sama. Nie ma co doprowadzać do sytuacji, gdy jest się na granicy emocjonalnego załamania próbując ogarnąć ten bezmiar obowiązków, które każda z nas dobrze zna. Kiedy już zawodzę i nie udaje mi się wszystkiego pogodzić, wówczas wkracza to strasznie poczucie niewypełnienia wszystkiego i zaczynam warczeć na członków rodziny. To najczęściej dzieje się, gdy nawarstwiają się jakieś projekty edukacyjne za które jestem odpowiedzialna, zebrania z rodzicami, dwoje chorych dzieci w domu i jeszcze do tego egzaminy państwowe.

Mamy-nauczycielki muszą nauczyć się czasami odwieszać na bok pelerynę superbohaterki (co ciężko przełknąć) i zaakceptować fakt, że jesteśmy w końcu ludźmi. Należy prosić o pomoc czy to kolegów z pracy, małżonka czy też innych członków rodziny, którzy mogliby nas odciążyć w tym wszystkim. Czegokolwiek potrzebujesz: pomocy w górze prasowania, chwili drzemki, stworzenia jakiegoś dokumentu lub po prostu czasu dla siebie, po prostu poproś i wykorzystaj tę pomoc by choć na chwilę odzyskać siłę i równowagę, bo bardzo tego potrzebujesz.

Ustal osobiste granice.

To szczególnie istotne w komunikacji z rodzicami uczniów. Jeśli masz własne dzieci w domu, to nie jesteś w stanie odpowiedzieć 25 rodzicom na wiadomości w ciągu jednego wieczora, ani też rozgadywać się z nimi po lekcjach. Mnie jako wychowawcy udało się ustalić jasne granice zaraz na początku roku szkolnego. Podzieliłam się z nimi informacją, że oprócz tego że jestem oddanych pedagogiem, to również jestem mamą dwójki urwisów i dołożę wszelkich starań by wszystko było na czas,  jednak nie wszystko da się zrobić w ciągu 24 godzin. Ustaliłam też z nimi pewne zasady komunikacyjne (telefon, umawianie się na spotkanie) dzięki czemu wszystkim nas jest łatwiej i nikt nie oczekuje ode mnie rzeczy niemożliwych, a wręcz przeciwnie, wykazuje pełne zrozumienie dla mojego życia osobistego.

Zarezerwuj czas dla siebie.

Zostawiłam to na koniec, bo z pewnością wiele z was zacznie przewracać oczami czytając to. Czas dla mnie? Ok, ale co to jest?

Uwierzcie mi, że to da się zrobić. Jesteśmy zawsze na ostatnim miejscu na naszej własnej liście, albo nie ma nas na niej wcale. To wspaniale, gdy twój partner sam widzi że się zmagasz i przygotuje ci gorącą kąpiel lub zaoferuje się by zostać z dziećmi, abyś ty mogła zrobić coś dla siebie. Jeśli natomiast nie masz takiej sytuacji to zapisz to, tak jak się zapisuje termin wizyty u stomatologa. Zapisz to na swojej liście ważnych rzeczy do zrobienia.

Bywają dni, że nie mam czasu na rozmowę z własnym mężem, gdy dzieci są dookoła. Czas dla was obojga jest również szalenie ważny i musi być umiejscowiony na liście. Może czas pomysleć o opiekunce, która jakiegoś popołudnia sprawowałaby opiekę nad dziećmi, a wy moglibyście zrobić coś razem dla siebie. U mnie to sprawdza się w stu procentach. I nie ważne jest czy pójdziesz wtedy na fitness, czy na zakupy, czy spędzicie czas w restauracji lub w przydomowym ogródku … ważne jest by ten czas po prostu był.

A jak jest u Was drogie Mamy-Nauczycielki?  A może macie swój złoty środek?

Łyknijcie kawy, narzućcie peleryny i pamiętajcie, że wykonujecie dwa najbardziej wartościowe zawody na świecie. Powodzenia w codziennych zmaganiach!