Skip to main content

Niezależnie od tego jaką pracę wykonujesz zawsze wpływa ona w jakimś stopniu na twoje życie. Praca z dziećmi i młodzieżą sprawia, że zyskujemy dużo życiowej energii, wolniej się starzejemy 😉 Jednocześnie jako nauczyciele nabywamy sporo nawyków, które rzutują na nasze kompetencje społeczne. Tak to przynajmniej jest w moim przypadku.

Po pierwsze muszę się przyznać, że bardzo lubię mówić jako nauczyciel. Jeśli jesteś nauczycielem to z pewnością wiesz, o czym mówię. To nie ma znaczenia czy pracujesz z przedszkolakami czy z nastolatkami. Jeśli jesteś nauczycielem komunikujesz się w inny sposób. Chodzi tu nie tylko o tembr głosu ale również dobór słów, melodię języka.  Uwielbiam mówić, kocham dyskutować na moje ulubione tematy. Mam też świadomość, że czasami mówię za dużo. To że w szkole – to jedno, ale niestety poza nią jest podobnie. O tym właśnie jest ten artykuł: o byciu nauczycielem, nawet jeśli jesteś poza szkołą. Brzmi znajomo?

1. Mam problem z mówieniem po cichu.

Będąc nauczycielem ciężko „zmienić” nauczycielski głos. Jeśli jestem w tłumie ludzi lub na przyjęciu, jestem zmuszona mówić ponad wszystkimi. O ile w klasie, jeśli jest to czas by przywołać dzieci do porządku, nauczycielki donośny głos działa cuda, natomiast w salonie pełnym dorosłych wydaję się najbardziej hałaśliwą osobą. Ma to miejsce szczególnie w sytuacji, gdy mówię głośniej chcąc komuś coś wytłumaczyć i wówczas zupełnie nieświadomie zwracam na siebie uwagę innych. Nawet w domu często słyszę od mojego męża: „Jestem tu naprzeciwko ciebie, nie musisz krzyczeć”.

2. Muszę zorganizować … wszystko.

Oczywistym jest że dorośli nie lubią, gdy mówi im się co mają robić. Podczas gdy twoi uczniowie mogą potrzebować pewnego zorganizowania i oczekiwać wręcz narzuconego porządku, to nie do końca przekłada się to dobrze na inne sytuacje. Lubię gdy wszystko jest dobrze zorganizowane, współgra ze sobą, więc często w sytuacjach gdzie zagościł chaos i zwyczajny brak organizacji naturalnie przejmuję inicjatywę i funkcję gospodarza. Różnie to bywa odbierane… czasami jako przejaw bycia pomocnym, choć wielokrotnie częściej jako przejaw impertynencji.

3. Ciężko mi się podporządkować.

Bywam również koszmarem w team buildingu. Nie bardzo lubię tego typu zabawy, które co tu dużo mówić mają pozytywny wydźwięk, bo przecież integrują i zbliżają uczestniczące w nim osoby. Tego typu zespołowa aktywność ma na celu polepszenie komunikacji i wewnętrznej współpracy w firmie, dziale lub drużynie. Zazwyczaj bywam zbyt współzawodnicząca. Ciężko mi podporządkować się i chcę zorganizować wszystko po swojemu. Zadaję zbyt wiele pytań albo po prostu odmawiam wykonania jakiejś czynności z jakiegoś powodu. To, że nauczycielom ciężko się podporządkować może wynikać z faktu, że pracujemy dość indywidualnie, sami organizujemy sobie pracę, planujemy materiał, zarządzamy terminami itp. Nie mamy (na szczęście) nad sobą kierownika, który bezpośrednio nadzoruje naszą pracę i nie musimy raportować każdorazowo wykonania zadania. Ta duża doza niezależności sprawia, że nie jesteśmy osobami łatwo podporządkowującymi się.

4. Znajomi spodziewają się moich konkretnych reakcji.

To, że lubię organizację to jedno. Nie znoszę natomiast gdy na płaszczyźnie prywatnej znajomi zaczynają ode mnie oczekiwać interwencji pedagogicznej. Na przykład, jako rodzic biorę udział w różnych formach aktywności dla dzieci, treningach piłki nożnej, warsztatach rodzinnych czy też zwyczajnych spotkaniach na osiedlowych placach zabaw. Często odnoszę nieodparte wrażenie, że znajomi oczekują wręcz, że rzucę swym pedagogicznym okiem również na ich pociechy lub że zagrzmię nauczycielskim głosem, gdy sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli i dzieci zachowują się nieznośnie. Nie zdziwcie się, gdy powiem że często nachodzi mnie pokusa na improwizowane warsztaty, zwłaszcza gdy ktoś podchodzi do mnie, poszturchując mnie i mruczy coś pod nosem, zastanawiając się dlaczego dzieci nie słuchają. Wówczas mam ochotę na interwencję i zadanie kilku pytań: „Czy ustaliłeś jasne zasady? Czy rozmawiałeś o tym ze swoim dzieckiem? Jeśli nie ustalasz jasnych zasad, nie wydajesz jednoznacznych komunikatów i nie stosujesz zasad które starasz się wpajać dzieciom, to czy możesz oczekiwać że dzieci będą to robić?”. Dodajmy zatem plac zabaw do miejsc gdzie jestem koszmarem.

5. Nie da się oglądać filmów w moim towarzystwie.

Sama nie wiem jak to się dzieje, ale moja zawodowa skłonność do wyjaśniania bierze górę w takich sytuacjach. Zawsze nasunie mi się a to skojarzenie, a to nawiązanie literackie, a to cytat, czy też ważna prawda historyczna. Każdy więc staje się wówczas potencjalnie narażony na wykład z moim udziałem lub też pytanie. Nie dość, że sama nie skupiam się na akcji, to jeszcze przeszkadzam innym, mając oczywiście jak najlepsze intencje. Jeśli film, to tylko w kinie i najlepiej ze znajomymi oddalonymi o kilka foteli ode mnie 🙂

6.  Nie potrafię się nie odezwać.

To akurat bardzo dobrze. Jako pedagodzy jesteśmy naturalnie wrażliwi na sytuacje, w których źle traktuje się dzieci lub inne osoby. Nie potrafię przejść do porządku dziennego, gdy klientka w jednym z sieciowych sklepów odzieżowych wytrząsa się nad ekspendientką, która „nie przypilnowała jej kolejki do przebieralni”. Tym bardziej dotykają mnie sytuacje, gdy kobieta w zaawansowanej ciąży pali papierosa lub inny pan wykrzykuje niefrasobliwie niecenzuralne słowa pod adresem swego góra czteroletniego dziecka. Nie trzeba być pedagogiem, by reagować w takiej chwili. Nie mniej jednak jest w nas coś, co sprawia że nie potrafimy się nie odezwać w takiej sytuacji – i bardzo dobrze. Taka postawa  niby nie popłaca. Można łatwo narazić się na złośliwą uwagę typu: „Niech Pani zajmie się swoimi sprawami” ale głęboko wierzę, że niemilczenie w takiej sytuacji jest ważne.

Mimo, że powszechnie wiadomo że sprawy zawodowe najlepiej zostawić zamykając drzwi swojej klasy to prawdą jest, że pewne nawyki zabieramy ze sobą do domu. To trochę nieuniknione, zwłaszcza gdy nie tylko wykonuje się zawód nauczyciela, ale jest się pedagogiem z powołania. To w końcu jeden z najpiękniejszych zawodów i nie ma powodu,  by wstydzić się naszych nauczycielskich przyzwyczajeń.